Końcówka pierwszego kwartału 2021 roku, jest świetnym momentem na całościową analizę ubiegłego roku, na podstawie dobrze już przetworzonych danych. Teraz można bardziej całościowo rzucić okiem na sytuację rynku kredytów hipotecznych. Jest to o tyle ciekawe, gdyż ubiegły rok był wyjątkowo specyficzny i pozwalał wyciągnąć bardzo ekstremalne dane na temat realnej kondycji rynku finansowego oraz potrzeb konsumentów.
Sam początek 2020 roku wyglądał dość tendencyjnie, produkty finansowe, a w szczególności kredyty hipoteczne cieszyły się bardzo dużym zainteresowaniem. Następnie w okresie wiosennym nastąpiło ewidentne złamanie. Z jednej strony klienci wstrzymali swoje zainteresowanie kredytami, a i też banki zaostrzyły swoje wymagania kredytowe. Jednak taka sytuacja nie mogła trwać wiecznie – rynek finansowy uwielbia płynność i ciągłość. Chcąc poprawić swoją sytuację banki zaczęły proponować oferty nawet z wkładem własnym w wysokości 10 procent, co wydawało się bardzo znamienitym posunięciem. Jesienne złagodzenie restrykcji kredytowych nie sprawiły, że passa nagle zdecydowanie się odwróciła.
Wciąż kredytami była zainteresowana głupa klinów najzamożniejszych i o najstabilniejszych dochodach. Ta zależność została potwierdzona przez analizy dostarczone przez AMRON-SARFiN. Rekordowa średnia kwota wkładu własnego w tym czasie wynosiła 172 tysiące. Do tego należy doliczyć wszelkie koszty transakcyjne. Ponadto można zakładać, iż klienci posiadali jeszcze dodatkowe pieniądze na wykończenie lub remont nabywanego lokalu.
Eksperci zaznaczają, że dobrze byłoby, gdyby rząd na wzór Nowej Zelandii wspierał swoimi gwarancjami bankowymi branie kredytu hipotecznego przez obywateli. Młode osoby musiałyby posiadać 5% wkładu własnego, dobrą historię kredytową a sam kredyt żyrowałoby państwo. Byłaby to doskonała alternatywa i prawdopodobnie o wiele bardziej skuteczna, niż to co do tej pory było proponowane w sektorze wsparcia mieszkalnictwa.